Jak polska szkoła zabija kreatywność?

Popełniłam plagiat – przyznaję się bez bicia. Podkradłam tytuł nieżyjącemu już niestety mojemu guru edukacyjnemu – Sir Ken Robinson’owi. On wprawdzie mówił o szkolnictwie ogólnie, ja dzisiaj odniosę się do naszego lokalnego systemu, który rozczarował mnie ostatnio do bólu.

Rozczarowanie #1

Szkołę mamy jaką mamy, każdy ma z nią lepsze czy gorsze doświadczenia. Ja swoją wspominam przeciętnie. Gdy po studiach zaczęłam pracować w szkole państwowej myślałam, że zmienię świat. Niestety gorliwości starczyło mi tylko na trzy lata – uwielbiałam uczyć, jednak system nie zachęcał do eksperymentowania. Piosenka na lekcji angielskiego? Toż to strata czasu, ucz z podręcznika i trzymaj się planu. Takie mam wspomnienia z pierwszych lat pracy. Na szczęście starczyło mi na tyle odwagi, by rzucić to wszystko i zacząć pracować na swoich zasadach. Wiele osób pukało się w głowę, bo jak to tak zrezygnować z etatu w szkole i otworzyć własną działalność? Przecież na ZUS nie wyrobisz. To było ponad 20 lat temu, a mi na szczęście chleba nie brakuje 😉 Pracuję sobie na swoim, uczę kogo chcę, na własnych zasadach, własnych materiałach. Odejście z pracy w szkole było najlepszą zawodową decyzją jaką mogłam podjąć.

Rozczarowanie #2

Gdy moje dzieci rozpoczęły naukę w szkole popatrzyłam na edukację z innego punktu widzenia. Czasy się zmieniły, na pewno będzie super. 🙂 Niestety ręce opadają częściej niż by się mogło wydawać. Jak słyszę, że syn w technikum dostaje ocenę za zeszyt, to chyba coś jest nie tak z moimi priorytetami. Już kiedyś pisałam, że dla mnie oceny mogą nie istnieć, nie są żadnym odzwierciedleniem wiedzy i to, że ktoś ma średnią 6.0 nie robi na mnie żadnego wrażenia. W obecnych czasach, gdy tyle problemów ze zdrowiem psychicznym nastolatków oceny czy konkursy są kolejnym gwoździem do trumny (niestety coraz częściej, nie tylko w przenośni).

Rozczarowanie #3

A skoro mowa o konkursach… Nie lubię rywalizacji i nigdy nie zachęcałam swoich dzieci, aby brały udział w konkursach. Jednak moja córka, za namową pani od angielskiego, wzięła w tym roku udział w konkursie przedmiotowym z tego właśnie języka. Przeszła etap szkolny, dostała się do rejonowego. W rejonowym całkiem dobrze jej poszło. Jako, że istnieje możliwość wglądu do prac po tym etapie, nauczycielka córki poprosiła, abym poszła zweryfikować tę pracę, bo a nóż znajdę jakiś błąd, dzięki czemu zwiększę jej szanse na przejście do etapu wojewódzkiego. Z lekkim oporem i bez entuzjazmu zgodziłam się i ku mojemu zdziwieniu znalazłam 5 zdań, z którymi córka “nie wstrzeliła się” w klucz. Zdania były całkowicie poprawne, jednak osoba oceniająca nie uznała ich poprawności, gdyż odpowiedzi nie zgadzały się z kluczem. Jako, że istnieje możliwość odwołania się na tym etapie, napisałam takowe wraz z uzasadnieniem. Wczoraj otrzymałam z kuratorium odpowiedź, iż zespół rozpatrujący zastrzeżenia (potrzeba było całego zespołu) cztery z pięciu odpowiedzi postanowił uznać za poprawne i przyznał dodatkowe 4 punkty. Piąta odpowiedź została odrzucona, z czym zupełnie się nie zgadzam, ale co ja tam wiem – tam był cały zespół 😉

Okazało się, iż córka i bez mojego odwołania dostałaby się do etapu wojewódzkiego, więc cała akcja była niepotrzebna. Jednak wywołała u mnie poczucie ogromnej niesprawiedliwości i nieudolności naszego systemu edukacji. Jak bardzo cierpią w tej sytuacji dzieci, których rodzice nie znają angielskiego i nie mają możliwości weryfikacji takich błędów. Ile dzieci przez to, że testy są takie “betonowe” nie przeszło do dalszych etapów, mimo tego, że udzieliły poprawnych odpowiedzi? Nie winię tutaj absolutnie nauczycieli sprawdzających te testy, ponieważ mają wytyczne, by sprawdzać zgodnie z kluczem. Koleżanka, która często jest w komisji tego typu konkursów mówi wprost: “Jak dzwonię pytać, czy mogę uznać daną odpowiedź, bo jest prawidłowa dostaję odpowiedź, że jeśli jest niezgodna z kluczem to nie mogę. Najwyżej będą się odwoływać.” No ręce opadają!

Czy tego chcemy uczyć nasze dzieci? By wstrzeliły się w klucz? By pisały ładnie w zeszycie? By, gdy kolorują, nie wychodziły poza linie? By sądziły, że błędy to najgorsza rzecz, jaka się przytrafia w życiu?

Zdaję sobie sprawę, że generalizuję, ale mam wrażenie, że w naszych szkołach jedyne na czym się skupiamy to błędy i porażki. Nagradzamy i karamy ocenami, obliczamy średnie na świadectwie, nawet paski na nim malujemy. Jak bardzo krzywdzące jest to dla tych, którzy może nie są wcale mniej zdolni, ale mniej asertywni czy przedsiębiorczy, by na koniec roku “ubejtać” panią o poprawkę.

Jest tak wielu świetnych nauczycieli, którzy stają na głowie, by cokolwiek w tej sprawie zmienić, jednak jedyne na co napotykają, to “another brick in the wall” i… nowa pensja od Polskiego Ładu 🙁

Czy jest jakakolwiek szansa na zmianę? Obawiam się, że ja już jej pewnie nie doczekam, tak jak Sir Ken Robinson, któremu to podkradłam tytuł.

20%

zniżki na zakup książki

PHRASAL VERBS ALL YEAR ROUND 🎁

Zapisz się, by otrzymać kod rabatowy

na zakupy w moim sklepie

I don’t spam!

WANT MORE?

Zapisz się, by otrzymać lekcję

Obiecuję nie spamować! 🙂

7 komentarzy

  • Raissa

    Ciężko się z tym wpisem nie zgodzić. Ja edukację zakończyłam kilkanaście lat temu, ale do dziś pamiętam jedną z lekcji biologii w technikum. Każdy miał do przygotowania prezentację na dany temat. Każdy czytał, nikt nie mówił z głowy (włącznie ze mną). Ale to właśnie mi nauczycielka postanowiła za to obniżyć ocenę, bo jak stwierdziła, jestem typem zdolnego lenia, którego w ten sposób zmotywuje do cięższej pracy. Nietrudno się domyślić, że efekt był odwrotny od zamierzonego. Nie wróciłabym do szkoły za nic 🙂

      • Raissa

        Też mnie zawsze zadziwiała “pomysłowość” niektórych nauczycieli. Ale odnoszę wrażenie, że system edukacji oparty jest na “przerobić materiał” zamiast na “nauczyć”.

        • English teacher

          Tak jest, podstawa programowa to słowo klucz. Nauczyciele niestety są nią ograniczeni i, z obawy przed konsekwencjami trzymają się jej kurczowo, nie zważając na to, czy rzeczy w niej zawarte są przydatne w życiu. Prawda jest taka, że ogrom tego, czego uczymy się w szkole na lekcjach języka angielskiego w życiu nie jest w ogóle przydatna, natomiast znajomość zwrotów potocznych kuleje na maksa. Sama to przerobiłam. W szkole same piątki z angielskiego a jak pojechałam na studiach do Irlandii wydawało mi się, że uczyłam się jakiegoś innego języka 🙂

  • Ultra

    Polska szkoła polega na pamięciowym opanowaniu materiał, nikt nie musi nic zrozumieć i na ocenach wg widzimisię.
    Serdeczności zasyłam

Zostaw komentarz. Chętnie poczytam :)